Po pobudce i śniadanku, ruszyliśmy na szukać busa do małej miejscowości około 20 km od Chandigarhu, w której został zbudowany śliczny ogród, na wzór starych ogrodów bogaczy sprzed wieków. W końcu ktoś zorientowany podpowiedział nam , że musimy się dostac na drugi dworzec, skąd jeżdżą w tamtą stronę autobusy. Wiec dojechaliśmy na ten drugi dworzec na peryferiach i tam bez problemu znaleźliśmy właściwy bus. Ogród okazał sie bardzo ładny. Jest on zbudowany na 7 platformach, schodzących schodkowo w dół, przez środek płynie w korycie strumyk i jest kilka fontann. Dużo drzew i zieleni, kilka ławek i kilka knajp dopełnia całości. Po powrocie do miasta postanowiliśmy iść na obiado-kolację i po wyjściu z hotelu czekała nas niespodzianka. Na dworcu zdybał nas starszy pan, Sikh, w nieodłącznym turbanie, z długą brodą i wąsami, jakie muszą nosić wszyscy przykładni sikhowie. Dobrą angielszczyzną opowiedział o sobie, że kiedyś był urzędnikiem, a teraz na emeryturze wyławia turystów zagranicznych, bo mu wstyd za wszystkich Hindusów oszukujących zagranicznych, w pewnym sensie chroni ich przed riksiarzami i z chęcią pełni rolę przewodnika i doradcy dla turystów. Pokazał wycinki z prasy indyjskiej o nim, żeby sie uwiarygodnić, dał nam po bananie i cukierku i zaoferował swe usługi. Byliśmy głodni i mieliśmy ochotę na jakieś normalne jedzenie, więc pozwoliliśmy sie zaprowadzić do jakiegoś hotelu luksusowego, gdzie jednak ceny nie były takie bardzo odstraszające. Zjedliśmy pizze i jakieś makarony, z Narinderem wypiliśmy (to znaczy Łukasz wypił) piwko na pół, a on bawił nas rozmową. Po kolacji zaprowadził ans na dach hotelu, aby obejrzec nocną panoramę miasta, pokazał nam też salę weselną w hotelu, gdzie za parę godzin miało sie odbyc wesele, i odprowadził nas do hotelu, umawiając sie na drugi dzień że nas zaprowadzi do największych atrakcji miasta. Nie wiedzieliśmy co o tym myśleć. Ten szmat czasu w Indiach kazał nam być ostrożnym w stosunku do miłych osób, ze nikt tam nie robi nic bezinteresownie, z drugiej strony ten dziadek nic od nas nie wysępił, nawet za pół piwa chciał płacic, ale już mu darowaliśmy. Więc zamyśleni i w rozterce poszliśmy spać.