Ten dzień zostawiliśmy sobie już tylko na łażenie po sklepikach i bazarach. Poszlismy na Connaught Place, pełen "eleganckich" sklepów i biurowców, a także z jednym z najbardziej znanych podziemnym targowiskiem. Połaziliśmy po targu, zjedliśmy szejka w indyjskim Mc'Donaldzie, i wróciliśmy na New Delhi. A wieczorem taksówka wynajętą z naszego hotelu dotarliśmy na lotnisko, tam nam powiedzieli przy odprawie ze aby opuścić Indie musimy dopłacić jakąś dopłatę lotniskową, jeszcze na koniec nas wkurzyli. Potem jeszcze wydaliśmy wszystkie pozostałe rupie na herbatkę i wsiedliśmy do samolotu. Na tym zakończyła się nasza wielka wyprawa.
Podsumowując: jesteśmy bardzo zmęczeni, bardziej psychicznie niż fizycznie. Ale wybierając się na tak długo do tego kraju wiedzieliśmy na co się narażamy i godziliśmy się na to. Mimo tych wszelkich negatywnych chwil zawsze z sentymentem wspomnimy tę naszą wyprawę, pośmiejemy się z siebie że tak nerwowo reagowaliśmy zamiast zwyczajnie zignorować tych ludzi i ich dziwną mentalność. Indie to kraj skrajności, jedyne co pewne to nie można wobec nich pozostać obojętnym.
Indie stają się coraz mniej przyjaznym krajem dla turysty, ale można tam jeszcze znaleźć miejsce i ludzi przez turystów nie zepsutych. Była to nasza druga wizyta w kraju Wisznu, Sziwy i Ganeshy, RACZEJ ostatnia.....