Geoblog.pl    anialukasz    Podróże    Indie Północne i Nepal    gówniana aleja czyli zwiedzamy Gwalior
Zwiń mapę
2009
18
wrz

gówniana aleja czyli zwiedzamy Gwalior

 
Indie
Indie, Gwalior
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13891 km
 
Tego dnia rano czuliśmy się trochę lepiej, więc stwierdziliśmy że starczy gnicia w pokoju i oglądaniu ogólnie znanych powtórek w TV typu "Szybcy i wściekli". Poszliśmy do fortu. Najpierw spacerek wzdłuż fortecznej góry (ze 3 km) do wejścia, a potem ciut pod górę, oczywiście siadamy na każdym wolnym i czystym kamieniu, gdyż choroba cały czas daje o sobie znać. Fort dośc ładny, choć mało co z niego zostało, za to ludzie maxymalnie dzicy, jakby nie widzieli białego. To chyba z tego wynika, ze jednak w Gwaliorze to turystów za dużo nie ma. Cały czas się lampią na człowieka, jakieś głupie zaczepki i uśmieszki, próbują ci robić zdjęcia po kryjomu. Na szczęście z dala od głównego kompleksu pałacowego, jak szliśmy do pewnej starej świątynki to już było pusto. Ale musieliśmy bardzo uważać, gdyż cała droga do tego zabytku była usłana gównami, i to nie psimi czy małpimi. Wtedy doszliśmy do wniosku podsumowującego naszą wycieczkę, który to na pewno wzburzy wielu indiofilów i podniesie ich głośny głos sprzeciwu (indiofilów, do grona których zaliczaliśmy się do niedawna). Mianowicie w tamtym roku pewien spotkany Francuz wypowiedział święte słowa o kambodżańskiej mieścinie Poipet, gdzie znajduje się przejście graniczne z Tajlandią, że to "the greatest shit on the world" - największe gówno na świecie. My przełożyliśmy to na akuratne warunki i podsumowując, Indie to "one big shit" - jedno wielkie gówno.
Nie wiem czy to już pisaliśmy, ale w Indiach jak się jedzie rano busem to wzdłuż całej autostrady lub mniejszej drogi co jakieś 200-300 metrów widokiem za oknem jest kucający Hindus robiący potrzeby fizjologiczne, zwykle kucający przodem do grogi a dupą na pobocze. Nie żeby gdzieś się chował po krzakach, to nudne przecież tak srać bez zajęcia, a przy drodze się chociaż porozgląda na boki. A w mieście, mimo że szczególnie przy dworcach są bezpłatne toalety, przejście chodnikiem jest niemożliwe, bo albo ktoś tam mieszka, albo śmierdzi sikami, albo stoi kolejka facetów do wydalenia moczu przy przychodnikowym murze a jeden z nich kuca tyłem do ulicy, sikając spomiędzy fałdów swej "kiecki". którą zasłania swe "skarby".
Podczas zejścia z fortu z drugiej strony, inną drogą, mijaliśmy wykute w skale niczym podobizny amerykańskich prezydentów w USA, podobizny bogów dżinijskich, wysokie na około 20-30 metrów, w całej okazałości, w stroju Adama, ale niestety okaleczone, z odciętymi męskościami, której to masakry dokonały wojska muzułmańskie kilka wieków temu. Wróciliśmy do miasta i poszliśmy następnie do pałacu maharadży, który część swego pałacu przerobił na muzeum, chyba mu pieniędzy brakuje, musi na czymś zarobić. Pałac super, fajne wnętrza, ale z Anią znów było krucho, dostała gorączki i szybko obejrzeliśmy go po łebkach i wróciliśmy do naszego pokoiku. Postanowiliśmy zostać jeszcze jeden dzień w Gwaliorze, dochodząc do siebie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
anialukasz

Å‚ukasz
zwiedzili 6% świata (12 państw)
Zasoby: 129 wpisów129 4 komentarze4 889 zdjęć889 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
22.09.2013 - 29.09.2013
 
 
13.07.2009 - 30.09.2009
 
 
01.08.2008 - 21.09.2008