Ponieważ nie chcieliśmy za szybko wracać do Indii po skróconym treku, postanowiliśmy wrócić do stolicy, zwiedzić pałac królewski, którego nie obejrzeliśmy za pierwszym razem i zrobić zakupy, gdyż Ania chciała bardzo kupić sobie kilka lokalnych ciuchów, a stwierdziliśmy że łatwiej się targuje z Nepalczykami niż Hindusami. Z Besishahar dotarliśmy jakimś prywatnym busikiem, za sąsiadkę Łukasz miał jakąś babcię, która cierpiała na chorobę lokomocyjną i bał się że mu zhaftuje się na niego, a większą część drogi spała mu na ramieniu "na przyjaciela". Po dotarciu do ukochanego miasta wróciliśmy do naszego starego hotelu, i poszliśmy szukać ubrań. Po obejściu kilku sklepów Ania zdecydowała się kupić materiały i zanieść je do krawca do uszycia. Obiecał na pojutrze uszyć wszystko. Wieczorem jeszcze poszliśmy się przejść po Thamelu, aż dotarliśmy na Indra Chowk, a tu niespodzianka. Na placu stał przystrojony posąg bóstwa Indra, wystawiany tylko raz do roku na tydzień czasu, a to znaczy że rozpoczyna się Indra Jatra, najciekawsze dla turysty święto w Nepalu!!! Połączone z Kumari Devi. Ale o tym jutro.