Z samego rana poszliśmy na dworzec autobusowy, zarezerwować sobie bilety na popołudnie i noc do Varanasi. Następnie poszliśmy zwiedzać główną atrakcję wioski, czyli kompleks świątyń, na ścianach których są wyrzeźbione chyba wszystkie pozycje i sceny z Kamasutry. Można tam znaleźć całkiem niewinne scenki erotyczne, jak i "twardą pornografię", nawet z użyciem zwierząt!!! Nasze oczekiwania zostały w pełni spełnione. Oczywiście koło świątyń kręciło się stado handlujących, szlagierem były karty do gry w których zamiast królowych, króli, waletów były wizerunki wzięte wprost ze ścian świątynnych. I jeden z takich handlarzy - poliglota, próbujący ustalić miejsce naszego pochodzenia wsłuchując się w język, którym mówiliśmy, słusznie nas umiejscowił gdzieś koło Rosji, i biegł za nami z tymi kartami, żebyśmy je kupili, drąc paszczę "ruski kamasutra". A po południu wsiedliśmy w autobus, w którym o zgrozo!!!, 80% pasażerów była zagranicznymi turystami, i dojechaliśmy do miasteczka Satna, skąd mieliśmy nocny pociąg do Varanasi. Oczywiście w pociągu też nie obyło się bez zgrzytów, no bo jak by inaczej. Stado Hindusów urządziło sobie na naszych siedzeniach miejsce do gry w karty, i musieliśmy się z nimi użerać i ich przeganiać. A noc oczywiście spędziliśmy śpiąc czujnie jak zając, żeby rano po pobudce nie zdziwić się brakiem bagaży.