Wcześnie rano dotarliśmy pociągiem do Lucknow, stolicy Uttar Pradesh. Dotarliśmy w okropny deszcz. Przy dworcu to sie nie dało przejść suchą nogą, potop był. W taki deszcz poszliśmy szukać noclegu. W sumie to Ania poszła, a Łukasz z manatkami siedział w jakiejs knajpie. A z noclegiem łatwo nie było. Ania przeszła kilkanaście hoteli, i albo nie było miejsc ,albo pokoje były nawet jak na Indie nie do zamieszkania, choć już w różnych miejscach sie spało, albo ceny były dla biznesmenów. W koncu coś sie udało znależć, za cenę dosc wysoką ,ale cóż, byliśmy przemoczeni. Trafiliśmy do hotelu z okropnymi "chłopcami hotelowymi", którzy cały czas polowali na nas, zeby dać im napiwki. Byli wkur.....cy. Przez te pare godzin jakie byliśmy w hotelu, przychodzili do nas z 15 razy, dzwoniąc do drzwi i wpychając się do pokoju z: mydłem, pilotem do TV, z pytaniem kilkakrotnym czy nie chcemy nic do jedzenia, z pytaniem kilkakrotnym czy nie chcemy nic do picia, dwa razy z książką tą samą, z ręcznikiem jak już dawno byliśmy wykąpani, czy wręcz tylko po to, aby zażądac napiwków. Oczywiście nie dostali ani rupii, aż w końcu nawrzeszczałem na nich i się uspokoili. Po wysuszeniu się poszliśmy na miasto.