W Orchhy do zwiedzania sa ruiny dwoch palacow po jakichs sultanach, kulka ruin swiatyn, i cenotaphy tychze wladcow, czyli takie pomniki wybudowane po ich smierci przez potomkow. W sumie miasto bardzo turystyczne, kupa turystow, rozpieszczeni cenowo przez nich Hindusi, czyli niezbyt sympatycznie. Oczywiscie pelno ludzi podajacych sie z przewodnikow, nalegajacycych zeby ich wynajac. Ale najgorsi byli straznicy w palacach. Do ruin poszlismy jako jedni z pierwszych, wiec kilku straznikow sie na nas rzucilo, ze nam pokaza jakies jakies malowidla scienne, ale chcieli ze to pieniazki, wiec ich pogonilismy, zwlaszcza ze zabilet zaplacilismy juz wystarczajaca duzo. Potem jak zwiedzalismy ruiny okazalo sie, ze to co oni chcieli nam pokazac za dodatkowa oplata bylo dostepne w cenie biletu. Oni po prostu szukali naiwniakow, ktorzy im zaplaca za otwarcie dzwi do sali z malowidlami, ktore mieli obowiazek otworzyc wczesniej. A jak juz jedna ofiara losu im zaplacila, to drzwi juz potem staly otworem dla innych turystow. CZyli m.in. dla nas.
Mielismy zostac dwie noce w Orchhy, oczywiscie bezplatnie, ale gdy zorientowalismy sie ze nie ma stad zadnego bezposredniego autobusu do Khajuraho, spakowalismy sie i ruszylismy spowrotem do Jhansi. Oczywiscie obawialismy sie wstretnych riksiarzy, ktorzy wedlug naszej obslugi hotelowej, maja monopol na podroz do Jhansi i biora 150 rupii (11 km). I znow niespodzianka. Zlapalismy jakiegos ktory nas dowiozl za jedyne 50.
W Jhansi dosc latwo znalezlismy hotel, nie najwyzszych lotow, ale na jedna noc w sam raz.