Rano po pobudce zobaczyliśmy, że pogoda tego dnia szykuje się ładna, nad Kathmandu było tylko kilka chmurek, więc postanowiliśmy przejść się na najwyższą w najbliższej okolicy górkę, Nagarjun. Szlak był dobrze oznaczony, w sumie nie było tam innych ścieżek, żeby zabłądzić, więc szybko dotarliśmy na szczyt. Na szczycie znajduje sie stupa buddyjska, nawet jest kilka miejsc noclegowych dla pielgrzymów buddystów, oczywiście wiele flag modlitewnych i wieża widokowa, w stanie tragicznym. Jeszcze schodki były jakie takie, w miarę bezpieczne, ale platforma na górze była spróchniała i popękana, więc zaraz stamtąd zwialiśmy i posiedzieliśmy na schodkach odpoczywając i podziwiając widoki całej Doliny Kathmandu. Niestety, pogoda była tylko ładna nad samym miastem, więc z marzeń, że może zobaczymy ośnieżone szczyty himalajskie, nie zostało nic. Nagle Łukasz spojrzał na swojego buta, i zauważył, że jest on zakrwawiony. Wszystko jasne, pijawki!!! Szybko musieliśmy się z tych butów rozebrać i oczyścić z pijawek. Ania też została trochę pokąsana. Droga powrotna była dużo gorsza, gdyż szlak był bardzo gliniasty i wilgotny, i co rusz się ślizgaliśmy.