Ledwo zdazylismy wystawic glowe z autobusu, a juz nas dorwal jeden zapaleniec ktory bardzo chcial na nas zarobic, albo zdzierajac z nas z riksze,albo z prowizji z hotelu do ktorego mial nadzieje nas zaciagnac.Hehehe ale nie z nami takie numery!! Wyklocilismy sie o cene za riksze, a potem jak nas chcial do hotelu prowadzic to go po prostu zignorowalismy. Od bramy fortu ruszylismy na poszukiwanie guest housu poleconego nam przez pana w Udaipurze, hostel okazal sie niezbyt przyjemnym miejscem w porownianiu do miejsc w ktorych do tej pory nocowalismy, ale przynajmniej byl tani, a ze nam sie nie chcialo juz wiecej szukac to tam zostalismy. Oczywiscie od razu pracownikom tego hostelu udalo sie nas namowic na jeep safarii, ktorego w zasadzie nie planowalismy, troche nas to kosztowalo, ale raczej nie zalujemy.
Jaisalmer polozony jest na jedynej w indiach pustyni, w zasadzie w wiekszosci nie typowej piaszczystej, tylko porosnietej jakimis krzakami, tylko kilka miejsc jest gdzie sa prawdziwe pustynne wydmy. Jak przyjechalismy do tego miasta to niezle wialo, i w powietrzu pelno bylo piasku, ktory ograniczal widocznosc i wszedzie wlazil, najbardziej uciazliwe bylo to dla oczu.