Cale szczescie ze ten nasz hostel byl tylko 100metrow od fortu, glownej atrakcji miasta,wiec moglismy sie spokojnie wyspac i zjesc sniadanko, bo w hostelu mieli tez restauracje na dachu ;-) w zasadzie w kazdym guesthousie w Rajastanie sa tego typu restauracje, zwykle zachwalane ze najlepszy widok na miasto. I rzeczywiscie z naszego dachu byl ladny widok, co nam rekompensowalo czekanie na jedzenie i sam smak tego jedzenia, bo nasza gosspodyni choc przemila kobieta, zbyt dobrze gotowac to nie potrafi ;-) ale i tak bylismy patriotami i jedlismy tylko tutaj.
W hostelu poznalismy Japonke, ktora byla bardzo pocieszna... Z tego co nam mowila, to w Jodhpurze byla dwa dni, z czego pierwszegoi dnia poszla na zwiedzanie fortu, ale wrocila do hosteluy po pol godziny zwiedzania bo bylo zbyt duze slonce. a dnia drugiego poszla na rynek lokalny(oddalony ok 5 minut od hostelu) i kolo poludnia spotkalismy ja kolo fortu bo sie zgubila w miescie a ze zapomniala nazwy hostelu a kojarzyla ze to gdzies kolo fortu to tam ja zawiozl riksiarz ;-D Z tego wynika ze w czasie pobytu w miescie podziwiala je tylko z dachu hostelu, bo akurat jej pokoj byl doslownie na dachu.
My w forcie spedzilismy z pol dnia, znow szwedajac sie po korytarzach, tym razem z audio guidem na uszach, czyli walkmenem-przewodnikiem. Po poludniu poszlismy na lokalny rynek, wypilismy przepyszne soki z mango, w koncu w cenie indyjskiej , a nie jak we wczesniejszych miastach w cenie europejskiej, i poszlismy do zoo, gdzie bylismy wieksza atrakcja dla Hindusow niz malpy w klatkach i inne takie, i bylismy chyba czesciej fotografowani niz zwierzaki.