I znów wcześnie rano poszliśmy na dworzec zostawić manatki i kupić bilet do Teodozji, po czym pojechaliśmy busem na koniec miasta do twierdzy genueńskiej, najładniej zachowanej w całym Krymie. (resztki innych, w dużo gorszym stanie znajdują się w Bałakławie i Teodozji) Było jeszcze zbyt wcześnie na oficjalne zwiedzanie, ale pan strażnik puścił nas wcześniej za łapówkę równą połowie ceny biletu. Nawet fajne te ruiny, nad morzem zalegała jeszcze poranna mgła i widok, szczególnie w stronę Nowego Świata był przecudny. Po zwiedzeniu ruin poszliśmy wzdłuż morza w stronę centrum i następnie wolno wróciliśmy główną drogą turystyczną do dworca, zahaczając o babcie sprzedające świeżuśkie czieburienki. Wczesnym popołudniem ruszyliśmy busem do Teodozji.