Tego dnia pojechaliśmy do innego skalnego miasta, dużo większego niż pozostałe, ale w sumie to mało co w nim pozostało, kilka ruin na olbrzymim płaskowyżu. Busem dotarliśmy do tatarskiej osady Chodża-Sała, skąd prowadzi bezpośredni szlak na Mangup-Kale. Ruszyliśmy przez gęsty las, by po jakimś czasie dotrzeć do cmentarza karaimskiego, trochę strasznie się szło wsród gęstego lasu pomiędzy nagrobkami Karaimów. Smaczku dodawała informacja w przewodniku, że na szczycie góry, w skalnym mieście żyje kilku indiejców jak sami siebie nazywają ludzie którzy uciekli od zdobyczy cywilizacji w krymskie góry. I właśnie Mangup-Kale wybrali na swe główne miejsce zamieszkania, bo podobno według nich to miejsce posiada specyficzną energię. Jednak żadnego nie spotkaliśmy choć jedna z pieczar była wyraźnie zamieszkana przez jednego z nich. Spotkaliśmy za to panią z Rosji, która z plecakiem przemierza Krym i w jej towarzystwie zwiedziliśmy cały płaskowyż. Najciekawszym miejscem był bez wątpienia klasztor prawosławny wykuty w skale. Po powrocie do Chodża-Sała, czekając na bus powrotny, poszliśmy do tradycyjnej tatarskiej restauracji, a potem doświadczaliśmy odpoczynku nad malowniczo położonym jeziorem.